18 maja
2022

Konrad Kryk: Mateusz, czekasz obecnie na propozycję walki. W jaki sposób wyglądają obecnie twoje treningi? Czy w tym wieku różnią się od tego, co robiłeś przed laty?

Mateusz Masternak: Zarys to jeden bieg w tygodniu na 10 kilometrów, jedna siłownia, a pozostałe treningi są bokserskie. Wiadomo, z wiekiem trenuje się trochę inaczej, mądrzej. Aczkolwiek mówią, że nikt jeszcze mądry nie umarł. Na przestrzeni lat zmodyfikowałem swój trening. Trzeba trenować prawidłowo, a nie długo. Robię cztery treningi bokserskie w tygodniu na pełnych obrotach. Trenuję raz dziennie, też z racji innych obowiązków, chociażby pracy w jednostce, czy prowadzenia zajęć komercyjnych. Jestem też ojcem i mężem, więc trudno jest mi być dziś sportowcem od A do Z. Zebrałaby się naprawdę niezła kupka obowiązków, gdyby np przez 8 miesięcy do walki nic by mnie nie interesowało, a jedyne zadanie to byłoby wtedy trenować, jeść i spać. Moje zebrane doświadczenie i jako zawodnika i jako trenera, ale też związane z sytuacjami, gdy miałem kapitalne sparingi, ma znaczenie. Chociażby sparingi przed walką z Ismailem Siłłachem, gdzie miałem trzech ciemnoskórych sparingpartnerów z Anglii, co mnie kosztowało naprawdę dużo, była też dobra suplementacja i wszystko co być powinno. A później wyszedłem do ringu i nie czułem tej super formy, eksplozji energii. Gdzieś ten balans między obciążeniami musi być zachowany. Miałem też takie przygotowania  jak do Jeana Mormecka, gdzie sparingów miałem 4-5 przed walką, wszystkie z jednym zawodnikiem, w dodatku leworęcznym. Gdy przyjechał zawodnik, który stylowo idealnie by pasował, to w drugiej rundzie po ciosie prawym się wywrócił, dodatkowo pękł mu łuk i pękło mu żebro i na tym się skończyły sparingi. Więc płakałem przed walką, że jestem kompletnie nieprzygotowany. Natomiast wyszedłem do ringu i byłem w życiowej formie. Tempo przez 10 rund było szalone, wszystko to wytrzymałem.

KK: A były wtedy numery jak skracane rundy. Do końca uczciwie nie było.

MM: Tak, plus atmosfera i to wszystko. A wyszło dobrze. Patrząc na to trzeba być mądrym samemu i mieć mądrych ludzi wokół siebie, bo jak słyszę co mówią niektórzy, że w pewnym wieku trzeba trenować więcej, żeby nadrobić upływający czas, to ja tak mówiąc delikatnie z tym się nie zgadzam.

KK: Masz nagromadzoną wiedzę z około dwudziestu lat boksowania. Wtedy nie było takiej wymiany informacji jak dziś, więc pewnie wiele rzeczy testowałeś na sobie. Czy jest coś, co od razu widzisz, co chciałbyś zmieniać u osób które sam trenujesz?

MM: To co ja zauważyłem, taka podstawa podstaw, to ustawienie nóg. Złe ustawienie zarówno rąk jak i nóg, ręce odwiedzione na zewnątrz, ciosy wyprowadzane z samych rąk, nie z nóg. W boksie jest tak, że jeżeli czegoś nie opanowałeś, to nie możesz przejść do kolejnego elementu, bo w pewnym momencie to wyjdzie i ci zabraknie. Jak zacząłem przygodę trenerską, krótką, to niektórzy moi podopieczni mówili: ,,bo u ciebie jest tak fajnie, dystansowanie, chodzenie, balans, a my chodzimy do trenera X i tam są kombinacje dłuższe, więcej ciosów, rotacji”. Ja mówię – to jest moja szkoła, sam decyduj. I na przestrzeni tych miesięcy, lat narracja zmieniła się tak, że ci zawodnicy poszli potem tam, ponokautowali co niektórych i mówili: ,,Na co ty robisz tyle tych kombinacji, jak ty nie umiesz zbić i oddać lewym prostym.” Boks musi być prosty, łatwy, w ringu są emocje. W ringu możesz zrobić tylko i wyłącznie ten element, który masz opanowany. Jeśli coś dla ciebie było trudne na treningu, to nie ma możliwości, żebyś zrobił to w ringu. A trenerzy żeby przypodobać się w mediach społecznościowych wymyślają, zmieniają to, żeby to było widowiskowe, bajeranckie. Floyd Mayweather robił bajerę na treningach medialnych, ale jak wchodził na salę, to nikt tak naprawdę nie widział jak trenują i z tym pajacowaniem, które pokazywał na treningach medialnych nigdy by tych umiejętności nie posiadał.

KK: Czy to że trenujesz ludzi sprawia ci przyjemność? Boksujesz całe życie i dalej zajmujesz się boksem w innej formie. Czy widzisz się w tym po karierze zawodniczej?

MM: To jest chyba naturalna kolej rzeczy, że jesteś pięściarzem, a potem powinieneś robić w życiu to na czym najlepiej się znasz. Ja dalej czuję do boksu pasję i wiem, że dalej będę chciał to robić. Jeśli człowiek się nudzi, to robi głupie rzeczy, a jednak odchodząc z boksu jako pięściarz możesz skupić się na trenerce. Dalej masz tę adrenalinę, dalej możesz robić to co kochasz, ale nikt nie bije cię po głowie i ta kariera może być dłuższa niż zawodnicza. Oby doświadczenie zebrane przeze mnie w ringu mogło pomóc rozwijać kariery moich podopiecznych.

KK: Waga cruiser była ,,polską wagą”, 5-6 lat temu mieliśmy wielu dobrze pozycjonowanych zawodników z realnymi szansami na pasy. Dziś sytuacja jest już inna, waga nam się zestarzała. Co się stało?

MM: Czas biegnie do przodu, liczby rosną. A faktycznie tego młodego pokolenia nie ma. Ja jestem jednym z tych ostatnich z pokolenia starszego, gdzie była liga, na którą zresztą się nie załapałem, byłem na samej jej końcówce. Obecnie jest gorzej, częstotliwość startów jest mniejsza. Też świat poszedł do przodu. Ja mając lat 16-17 ubierałem taki roboczy, niebieski strój, po to by za 100 złotych wycierać matę ringu w narożniku zawodnika. Nie wiem czy gdyby dać teraz młodemu 100 złotych, czy chciałby ubrać taki strój i siedzieć z mopem w narożniku. Ja byłem wtedy przeszczęśliwy mogąc w zasadzie jedną nogą być w ringu. To była pasja. Teraz jednak internet powoduje, że chcemy się wdzierać z butami w czyjeś życie, chcemy mieć szybkie pieniądze, szybkie emocje, a boks lubi czas i spokój. Porównując z innymi sportami boks jest zbyt trudny do uprawiania i dlatego młodzież nie rwie się za bardzo do boksu. Natomiast historia lubi zataczać koło. Jak już wszystko zejdzie na psy, jak przestaną się liczyć jakiekolwiek wartości sportowe, to ktoś przypomni sobie, że było coś takiego jak boks. Że to była piękna i szlachetna dyscyplina i wtedy zrobi się to elitarny sport. Ale to już będzie sport dla nielicznych.,

KK: Ty i Cieślak odskoczyliście pozostałym zawodnikom w cruiser w Polsce. Czy uważasz, że na dziś jesteś w czołówce, w światowej elicie? Czy może po takim czasie bez wielkich walk musisz ponownie udowodnić, że do niej należysz?

MM: Pytanie co mamy na myśli mówiąc słowo ,,elita”. Michał Cieślak w walce z Okolie nie wyglądał elitarnie. Myślę, że trudno jest oceniać. Więcej będzie można powiedzieć jak ja zawalczę jeśli dostanę walkę o pas. Jak będę wyglądał. Dopiero wtedy będzie można odpowiedzieć na pytanie czy jestem w czołówce. Boks jest bardzo trudny i bardzo wiele czynników wpływa na ostateczny wynik. Nie raz szczęściu trzeba pomóc. To czego sobie życzę, to to żebym dostał walkę właśnie z tak zwaną elitą.

KK: Długo czekasz na taki pojedynek.

MM: Za długo.

KK: Chciałbyś takiej walki teraz?

MM: Tak. Czuję, że to jest ten moment, że powinienem taką walkę dostać i spróbować. Pewnie po raz ostatni. Nie ma co tak zakładać, tak mówić, ale moja poważna kariera będzie do kolejnej porażki. Oby to nie nastąpiło, ale po zagranicznej porażce jedyne co mogłoby mi zostać, to polski pojedynek z jednym czy drugim Krzysztofem, ewentualnie z Michałem i tak naprawdę to wszystko. Boks jest zbyt poważnym i zbyt ryzykownym sportem, żeby traktować go jako sposób na życie. To dla mnie nie jest sposób na życie. Może być, ale nie powinien. Boksowanie za życie od miesiąca do miesiąca się kompletnie nie opłaca. Lepiej być trenerem czy żołnierzem jak w moim przypadku i w taki sposób zarabiać na chleb, a boksem ekscytować się przed telewizorem lub na sali treningowej. Poza życiem sportowym jest życie prywatne, chciałoby się w zdrowiu wychować swoje dzieci i móc cieszyć się życiem. Nie chcę przeciągać kariery, chcę sobie dać ostatnią szansę. Wszystko w mojej głowie i w moich rękach. Jeśli mi się uda to przejdę do historii, a jeśli nie to będę cieszył się tym co do tej pory osiągnąłem.

KK: Wypowiadasz się na tematy bokserskie, również z pozycji eksperta. Nie ma wielu zawodników, którzy śledzą boks szeroko, na bieżąco i są w stanie powiedzieć coś konkretnego na temat walk. Czy oglądanie boksu wciąż jest dla ciebie pasjonujące?

MM: Na przestrzeni ostatnich dwóch lat, gdy zacząłem trenować innych, to gdy oglądam boks i nie widzę w nim pomysłu… ktoś może mieć naturalne odruchy, trochę talentu, ale jak nie widzę tam myśli bokserskiej, to nie oglądam. Głupi boks mnie po prostu denerwuje, więc oglądam go coraz mniej. Ja bym chciał żeby boks był sztuką, dalej tą szermierką na pięści. Jeśli jesteś na tyle lepszy, to znokautuj rywala, a nie jak ktoś jeszcze ciosu nie zada, ale chce by każdy który próbuje zadać był nokautujący. Taki boks mi się nie podoba, a w ostatnim czasie jest go coraz więcej. Ale mieliśmy ostatnio piękny pojedynek na szczycie. Mam na myśli pojedynek Usyka z Joshuą, gdzie Usyk pokazał co to znaczy prawdziwy boks, sztuka pięściarska i przygotowanie bokserskie, a nie kulturystyczne. Gdy człowiek ogląda taki boks, to utwierdza się w tej myśli, że najważniejsza jest sztuka bokserska i umiejętności są najważniejsze, ponad wszystko. I oby świat się obudził, to będziemy mieć lepsze walki i większe widowiska.

KK: Wielu zawodników jeździło na sparingi do innych teamów. Kownacki jeździł na sparingi do Powietkina, brał propozycje wyjazdowe. Czy uważasz, że takie wyjazdy mogą być wręcz szkodliwe dla pięściarza? Nie kojarzę, żebyś wyjeżdżał na sparingi w takiej roli.

Hubert Kęska: Ja pamiętam taką sytuację, gdy za pośrednictwem Zbyszka Łagosza pojawiły się dla ciebie propozycje sparingów z Davidem Hayem. Ogólnie nie jesteś wielkim zwolennikiem takich wyjazdów.

MM: Raz na jakiś czas to bardzo dobre rozwiązanie. Zwłaszcza dla młodego pięściarza, jak Wilder gdy wyjeżdżał do Kliczki. Andre Ward, gdy zdobył złoto olimpijskie przyjeżdżał do Tomka Adamka, wówczas mistrza świata WBC. Po to żeby sprawdzić na jakim jest się poziomie. Natomiast później zasada jest taka, że żeby dobrze przygotować się do walki musisz sparingi wygrywać. One mają być dla ciebie trudne i fizycznie i technicznie i intelektualnie, ale musisz być w nich lepszy. Może być jeden-dwa z nich na remis, ale jeżeli ty będziesz miał sparingpartnerów lepszych od siebie, to ty nie pójdziesz poziomem do nich, bo te sparingi cię cofną. Będą obciążające emocjonalnie, rozbiją cię, zniechęcisz się. Nic nie przerobisz. Możesz zrobić jeden taki sparing, potrenować przez pół roku i potem wrócić do takiego zawodnika i sprawdzić czy jest progres. Porównać jak było wtedy, a jak jest teraz. Ale żeby mieć cały czas kontakt z dobrymi sparingpartnerami to jest to niewskazane.

KK: Mówisz o dosyć korzystnej sytuacji, gdy sparingpartnerzy są równorzędni. Ale co w przypadkach gdy za pieniądze musisz udawać styl konkretnego zawodnika? Gdy realizujesz plan korzystny dla zleceniodawcy?

MM: Wtedy tym mniej możesz się nauczyć. To na pewno. Mnie poprosił kiedyś o pomoc Kubrat Pulew, gdy szykował się do walki z Tonym Thompsonem. Chciał żebym zasparował z nim jako mańkut i zasparowałem. Ale to jako kolega z sali, na jeden czy dwa treningi. Sparingi trzeba traktować poważniej, być w nich egoistą i wszystko traktować pod siebie.

HK: Sparowałeś z Marco Huckiem. Byłeś u niego zarówno w okresie najlepszym dla niego, jak i w późniejszym i mówiłeś, że to byli dwaj różni zawodnicy.

MM: Generalnie przez te pierwsze sparingi było mi bardzo ciężko, były momenty że gdy oszukiwałem go technicznie, to on podkręcał tempo, ja się gubiłem i robiło to złe wrażenie. Nawet jak mi się specjalnie nic nie stało, to gdyby takie rundy punktowali sędziowie, po takim huraganowym ataku, pewnie dali by je Huckowi. Natomiast później stracił ten błysk, energię i nie było już tak ciężko. Inaczej było z Hernandezem. To był facet który patrzył, był kontrbokserem, mańkut, kontrował dobrze za prawą ręką, a same ciosy miał lepsze niż Huck. Huck był mocny fizycznie, ma mocne uderzenie, ale mocne tak normalnie, a Hernandez fizycznie nie był mocny, a uderzenie miał potężne.

KK: Swego czasu byłeś jednoosobową grupą pościgową Krzysztofa Włodarczyka. Byłeś bardzo pewny siebie.

MM: To był błąd, że to zmieniłem.

KK: Wielu ludzi zarzucało ci wtedy zbytnią śmiałość.

HK: Era Mastera. Było logo, były opaski.

MM: Opaski mają wrócić.

KK: Miałeś w młodym wieku coś co cię wyróżniało, byłeś młodym gniewnym, a potem coś się zmieniło.

MM: Dziś ojciec, mąż. Teraz już nie wypada, minęło tyle lat, a czas leci strasznie szybko.

Be the first to write a comment.

Your feedback