20 czerwca
2018
Relacja z Warsaw Boxing Night

OPUBLIKOWANE PRZEZ Konrad Kryk KATEGORIA: Relacje | None KOMENTARZE

Warsaw Boxing Night była ostatnią dużą polską galą przed wakacyjną przerwą, więc relacja musi być obszerna. No to jedziemy!

 

 

 

WBN rozpoczęła karta boksu olimpijskiego.

Cieszy, że na polskich galach znów widzimy walki amatorskie. Muzyka na wejście, transmisja telewizyjna, profesjonalny komentarz – dzięki takim inicjatywom boks olimpijski wraca na salony. W ostatnich miesiącach widać też próby reaktywacji ligi, są to pozytywne sygnały.

Najlepiej zaprezentował się Jakub Bujała z klubu Broń Radom. Zawodnik prowadzony przez Adama Jabłońskiego i Rafała Wojdę w przekonujący sposób wygrał wszystkie rundy walki z Oskarem Biesiadeckim i pokazał szeroki wachlarz ciosów. Dobra technika, ciekawe pomysły taktyczne, cenne rady z narożnika. Niepokoją jedynie wejścia głową, które w pojedynku bez kasków skończyłyby się rozcięciami.

 

Zawiodła Karolina Koszewska. Walkę na punkty wygrała, ale nie było to przekonujące zwycięstwo, a wynik mógł pójść w obie strony. Fenomenalne warunki fizyczne – wzrost i zasięg, nie były w ogóle przez pięściarkę wykorzystywane. Nie kreowała dystansu przednią ręką i nie biła ciosów na pełną długość. Krótki jab Karoliny pozwalał Marczykowskiej na wchodzenie w półdystans, co kończyło się klinczami.
Być może na postawę zawodniczki Legia Fight Club wpłynął napięty kalendarz startowy – zaledwie tydzień wcześniej startowała w Mistrzostwach Europy.

Kacper Łaszczyk z Andrejem Romanyshynem dali solidną walkę, którą jednogłośnie na punkty, stosunkiem 3:0, wygrał polski zawodnik z grupy KnockOut. Pięściarz z Warszawy ma zaledwie 17 lat, ale już widać w nim spory potencjał.

 

 

 

 

 

Kartę boksu zawodowego rozpoczęła walka Pawła Rumińskiego z Grzegorzem Niedźwiedzkim.

Rumiński był mało aktywny w pierwszych rundach, próbował wejść do półdystansu, polował na silne ciosy i boksował jednostajnie, brakowało zrywów i prób zaskoczenia przeciwnika. Niedźwiedzki bardzo dobrze prezentował się w defensywie. Uniki, rotacje, zejścia- wszystkie elementy stały na wysokim poziomie. Debiutant na zawodowym ringu boksował na wychyleniu na lewej nodze, by wciągać Pawła na kontry. Była to skuteczna strategia, Rumiński musiał cały czas szukać rywala w ringu na czym tracił siły, chybiał mocne ciosy, sporo z nich przestrzelił.

Pod koniec 3. rundy udało się Rumińskiemu serią ciosów zamroczyć przeciwnika, ale Niedźwiedzki przetrwał i w kolejnych odsłonach starcia zaznaczał swoją przewagę w walce.

Świetny debiut Niedźwiedzkiego, mimo że sędziowie widzieli to inaczej. Punktacja Włodzimierza Kromki 60-54 dla Rumińskiego to kolejny kamyczek do ogródka jego niekompetencji…

Mocną stroną Pawła jest kondycja, wiemy też o jego mocnym ciosie, jednak gdy będzie boksować na takim spięciu, to nie wykorzysta swojego talentu i nie przełoży sukcesów z amatorki na zawodowy ring.

Jednogłośnie na punkty po 6 rundach zwycięża Paweł Rumiński.

 

 

 

 

 

Arkadiusz Wrzosek – Said Kasongo

Tak jak mówił Andrzej Kostyra: starcie w wadze superciężkiej, ponad 250 kilogramów w ringu.

Wielu komentatorów spodziewało się, że Kasongo nie przetrwa nawet pierwszej rundy, choćby ze względu na swoją potężną otyłość, ale zawodnik z Konga zaskoczył kondycją. Said nie bił wielu długich serii, ale wymiany były częste i Wrzosek miał co robić. Doping dla Polaka był naprawdę głośny, a między linami działo się. Ten pojedynek to była po prostu dobra bójka, przywodząca na myśl czasy japońskiego Pride i wcale nie uważam tego za coś złego. Takiej rozrywki brakuje mi czasem na polskich galach.

Na przestrzeni czterech rund było widać, że Wrzosek, zawodnik K1 i muay thay, nie raz chciałby zastosować technikę rodem z kickboxingu – praca nóg nie do końca odpowiada jeszcze pięściarskim standardom, brakowało celności i wymowy ciosów, ale debiut bokserski zaliczony. Jak zauważa wiele osób Wrzosek nie przekonał, ale i nie spodziewałem się, żeby miał przekonać. Pokazał dobry dla oka boks, bił duży przekrój ciosów. Wiadomo, że nawyków kickbokserskich łatwo się nie zmieni.

Czekam na kolejne walki Wrzoska, niezbędne będzie bardzo ostrożne prowadzenie, a kolejne lata pokażą ile potencjału tkwi w tym kickboksersko-bokserskim transferze.

Jednogłośnie na punkty po 4 rundach wygrywa Arkadiusz Wrzosek.

 

 

 

 

 

Michał Olaś – Ramazi Gogichashvili 

Olaś w sobotniej walce był bardzo dobry motorycznie, różnicował siłę ciosów i pokazał spokojny boks z dystansowaniem lewą ręką. Ciosy na wątrobę, kombinacje ciosów na dół i na górę – wszystko z solidną techniką. Krótko mówiąc: poukładany styl.

Gogichashvili nie prezentował wysokiego poziomu, ale był bardzo twardy, a braki techniczne nadrabiał mocną głową i tworzeniem pressingu. W 3. rundzie cios na dół z prawej ręki Polaka dał nokdaun, po którym Gruzin nie chciał kontynuować walki. Zdobyte na warszawskim ringu rundy przydadzą się Michałowi w rozwijaniu kariery zawodowej.

Olaś sporo myślał w ringu, nie podpalał się i potrafi szczegółowo zanalizować swoją postawę w wywiadzie po walce – to podstawa do podnoszenia swoich umiejętności.

Doświadczony trener Liczik w narożniku, Tomasz Turkowski jako menadżer – zawodnik z Warszawy ma solidny team i zapowiada się na to, że da nam jeszcze dużo emocji w ringu.

Przez KO w trzeciej rundzie wygrywa Michał Olaś.

 

 

 

 

 

Michał Cieślak – Dusan Krstin

W walce na warszawskim ringu cały styl Cieślaka podporządkowany był faulowaniu.

Tylu mierzonych, widocznych na pierwszy rzut oka ciosów na potylicę nie widziałem chyba nigdy. I to w walce, którą można było gładko wygrać samym boksowaniem. Za dużo było polowania na prawą rękę już od początku pojedynku i gdy nie dawało to rezultatu, to zaczął się festiwal fauli, pojawiło się też szukanie głową łuków brwiowych w klinczach. Ja pytałem tylko raz za razem: “Po co?” Co z tego, że sędzia to puści, skoro nie przeszłoby to nigdzie poza polskim ringiem i znalazłoby szybki koniec w dyskwalifikacji.

Poprzednia walka Michała, z Radczenką, podobała mi się. Cieślak był wtedy uważny w ringu i spokojny. Różnicował tempo, kontrolował dystans, sprytnie inicjował klincze, nie podpalał się po nokdaunie. Wówczas też od 4-5. rundy ruszył z całym przekrojem fauli, ale skala tych akcji była znacznie mniejsza niż w tę sobotę. To co się działo w Warszawie wobec przecież znacznie słabszego przeciwnika to było coś przedziwnego i szkoda mi było zdrowia Serba.

Występ na Warsaw Boxing Night był w zasadzie przeciwieństwem walki z Ukraińcem. Zgadzam się z Andrzejem Pastuszkiem, który stwierdził, że walka z Serbem zatarła dobre wrażenie po walce z Radczenką.
Tego nie da się już pudrować, trzeba wprowadzić zmiany.

Na taką postawę w pojedynku na pewno wpływ miał fakt, że sobotni pojedynek był drugą walką Cieślaka w odstępie dwutygodniowym, po trwającym od końca 2016 roku okresie, w którym boksował raz na rok. Długa przerwa, a po niej krótki odstęp między walkami to najgorszy możliwy scenariusz, bo nie da się utrzymać formy startowej i pozwolić sobie na kolejne przygotowania bez regeneracji. Na dodatek Michał zawsze miał problemy ze zbijaniem wagi, więc dodatkowo obciążające było pozostawanie w okolicach wagi cruiser przez tak długi czas.

Serb był naprawdę twardy i dzielnie boksował mimo całego repertuaru nieprzepisowych technik stosowanych przez zawodnika z Radomia. Gruzini i Serbowie powinni na dobre zastąpić Węgrów i Słowaków – po prostu potrafią przyjąć i nie mają zamiaru kłaść się bez powodu, nawet w niesprzyjających okolicznościach. Nie dziwi jednak, że do 6. rundy Kristin nie wyszedł, jako wymówkę podając kontuzję łokcia – w tej walce wszyscy byli przeciw niemu i wydaje się, że odjęty za trzymanie punkt przelał czarę goryczy. To nie Gruzin powinien być w tym pojedynku karany…

W 6. rundzie po wycofaniu się Krstina wygrywa Michał Cieślak.

 

 

 

 

 

Andrzej Fonfara – Ismaił Siłłach

Polska waga cruiser powiększyła się o kolejnego zawodnika. Andrzej Fonfara walkę na Warsaw Boxing Night stoczył w umownym limicie 87,5 kilograma, ale docelowo zamierza startować w junior ciężkiej.

Niedawno na gali KnockOutu w Rzeszowie walczył inny rodak z limitu dwustu funtów – Krzysztof Włodarczyk. Polski Książę to całkowite przeciwieństwo Diablo: dużo ciosów, słaba obrona. Nawet przez gardę rywal Andrzeja – Ismaił Siłłach przebijał się z silnymi uderzeniami, gdzie Diablo schowałby się jak żółw za usztywnionymi rękoma. I tak jak zupełnie różny jest boks tych dwóch zawodników, tak jest z reakcjami kibiców: Włodarczyk uważany jest za pięściarza nudnego i zbyt ostrożnego, a Fonfara to zawodnik stawiający na show. Otwarty styl Andrzeja niepokoi i wielu ekspertów pyta ile jeszcze można stoczyć takich ringowych wojen, a różnica stylów Polskiego Księcia i Włodarczyka sprawia, że turniej wagi junior ciężkiej, w którym znalazłaby się walka tych dwóch zawodników, jest oczekiwany przez wielu kibiców.

Początek starcia zdecydowanie dla Fonfary. Siłłach był zepchnięty do głębokiej defensywy, kolejne serie spadały na jego głowę i wydawało się, że sekundy dzielą nas od przerwania pojedynku. Pod koniec rundy Ismaiłł postawił na brudny boks – wejście głową w klincz spowodowało u Fonfary poważnie wyglądające rozcięcie.

W 2. rundzie Ukrainiec wyczuł swoją szansę i podobnie jak w walce z Masternakiem pokazał niewygodny, śliski styl. Wydaje się, że celowo czekał, aż Polak wystrzela się z pierwszych mocnych uderzeń i zaczął odpowiadać. Dobrze operował kontrami i bił wiele ciosów prostych z prawej ręki po rotacji, łącząc w kombinacjach uderzenia na górę z mocnymi ciosami na splot i wątrobę. Ci, którzy spodziewali się łatwej i szybkiej roboty Polskiego Księcia mocno się przeliczyli.

Coraz bardziej spuchnięte czoło i rozbite okolice lewego oka Fonfary nie wróżyły nic dobrego, a Ismaił dodatkowo specjalnie przyjmował ciosy, żeby dwa razy mocniej oddać z kontry. Ukrainiec kontrolował tempo pojedynku i cały czas boksował na odejściu. Zaprezentował wzór śliskiego boksowania – przepychanie w klinczach, zbijanie ciosów rywala, nieortodoksyjne uderzenia bite z różnych dziwnych kątów, czyli te same elementy, z którymi na Polsat Boxing Night miał problemy Master.

4. runda to cios za cios, Siłłach wciąż był w skutecznej defensywie, ale słaba szczęka i rozbicie Ukraińca zaczynały dawać o sobie znać. 5. odsłona starcia to coraz większe zamroczenie i słabnięcie przeciwnika Andrzeja Fonfary. W rundzie 6. widzieliśmy dominację Andrzeja, który skutecznie rozbijał Siłłacha. Na 45 sekund przed końcem tej odsłony serie ciosów spadających na głowę zawodnika z Ukrainy dały przerwanie przez sędziego Jankowiaka. Na gali miałem wrażenie, że ogłoszenie TKO przez było przedwczesne, ale w skrótach walki na stronie Polsatu wyraźnie widać, że Siłłach był już mocno naruszony, poruszał się chwiejnie i każdy celny cios w 6. rundzie mógł skutkować ciężkim nokautem.

Andrzej widział mankamenty swojego boksu, w wywiadzie po walce zaznaczył, że potrzebuje adaptacji do nowej wagi i nie zamierza w najbliższym czasie atakować czołówki. Wydaje się jednak, że nie ma co liczyć na zmianę stylu Polaka. Obrony Fonfary nie zdołał poprawić Virgil Hunter, ani Eddie Croft. Podstawą dla dalszych kroków w limicie 90,7 kilograma powinno być ostrożne dobieranie przeciwników, moim zdaniem Andrzej może dać jeszcze kilka emocjonujących walk z zapleczem czołówki, ale atak na zawodników z pierwszej dziesiątki, czy dziś, czy za rok – dwa będzie miał niekorzystny rezultat.

Stoczone wojny ringowe niestety odcisnęły swoje piętno na Polskim Księciu.

Przez TKO w 6. rundzie wygrywa Andrzej Fonfara.

 

 

Na Warsaw Boxing Night kibice dopisali. W trakcie walk przedwieczoru było różnie, ale na starciu Fonfary z Siłłachem Torwar był mocno nabity. Niech nie zwiodą państwa puste miejsca na trybunach – wszyscy chcieli być jak najbliżej ringu i wiele osób z dalszych sektorów trybun przeniosło się na schody i miejsca pod barierkami, a publika na płycie stłoczyła się wokół ringu. Doping dla Polskiego Księcia był tak głośny jak na stadionach piłkarskich, a najlepszą oprawę robili “Legioniści”.

Po zwycięstwie Andrzeja cały Torwar odśpiewał “Sen o Warszawie” Czesława Niemena. Coś niesamowitego.

 

Miłym momentem wieczoru było uhonorowanie na warszawskim ringu, tuż przed główną walką, nestorów polskiego boksu. Krzysztof Kosedowski, Zbigniew Raubo, Tomasz Borowski, Paweł Skrzecz, Henryk Petrich, Bogdan Gajda – utytułowani pięściarze, medaliści mistrzostw świata i olimpiad, którzy pozostali w boksie jako trenerzy i działacze. Obyśmy doczekali się kolejnego pokolenia tak utalentowanych zawodników.

 

 

 

Fonfara Back to the Game, a pytań wciąż wiele. I dlatego ten powrót jest tak ciekawy.

 

 

 

 

 

Źródło zdjęć: https://www.sportsgroup.pl, Warsaw Boxing Night

 

 

SPONSOR PORTALU

 

 

Be the first to write a comment.

Your feedback